Scroll Top

Hanna Kopczewska: o farmacji z angielskiej perspektywy

Partnerzy 4 Pór Roku

W czym farmaceuta może pomóc pacjentowi? Nie chodzi tu o dawkowanie leków czy fachowe wsparcie przy doborze suplementów diety. Otóż farmaceuta może być najlepszym korepetytorem z chemii, znanym pacjentom z całego osiedla! Może też słynąć z antyalergicznych wyrobów z wełny alpaki.

Bohaterką kolejnego odcinka naszego cyklu jest Hanna Kopczewska. W rozmowie przyznaje, że nie było tak, iż od najmłodszych lat wkładała fartuch, studiowała ulotki medykamentów i marzyła o pracy w aptece. Chwile wahania pojawiały się nawet podczas pierwszych lat studiów. Jednak zafascynowana opowieściami starszej przyjaciółki zdecydowała się na pracę w zawodzie farmaceuty.

Po latach spędzonych nad książkami, za ladą apteki i przy tworzeniu receptur teraz wie, że wybrała dobrze. Doświadczenie w zawodzie zdobywała nie tylko w warszawskiej aptece, ale także pracując na stanowisku kierownika apteki w Anglii. Dziś dzieli się wiedzą z pacjentami w Olsztynie.


Jak wspomina Pani studia farmaceutyczne?

Hanna Kopczewska: To był dla mnie trudny okres. Na studia wyjechałam z mojego rodzinnego miasta Olsztyna do Warszawy. Musiałam odnaleźć się w nowej dla mnie rzeczywistości. Poza tym studia na kierunku farmacji wiążą się z bardzo dużą ilością nauki. Pierwsze lata były bardzo ciężkie.

Pamiętam, że na pierwszym roku mieliśmy matematykę, gdzie podczas zajęć przerabialiśmy całkowanie i różniczkowanie. Bardzo trudne były też egzaminy m.in. z chemii. Po latach wspominam to jednak z dużym sentymentem i satysfakcją. Chociaż obawiałam się egzaminów, wszystkie pomyślnie zdawałam, a z każdym kolejnym, pozytywnie zakończonym wyzwaniem rosło we mnie przekonanie, że jestem w stanie dużo się nauczyć i poradzić sobie z każdym problemem.

Miło wspominam czasy, gdy zaraz po studiach rozpoczęłam pracę w aptece na jednym z warszawskich osiedli. Byłam wtedy jeszcze bardzo nieśmiała i obawiałam się bezpośredniego kontaktu z pacjentami.

Warto było uczyć się po nocach matematyki i chemii?

Zdecydowanie tak! Dzięki temu mogłam pomóc… dzieciom w odrabianiu prac domowych. A wszystko zaczęło się od tego, że jedna z pacjentek, przy okazji wizyty w aptece, zapytała mnie, czy mogłabym pomóc w odrobieniu zadania domowego jej dziecku. Miała problem z pracą domową z chemii: „Skończyła pani farmację, tam zapewne mieliście chemię na wysokim poziomie, bardzo proszę o pomoc! Ja tego nie rozumiem i nie jestem w stanie tego wytłumaczyć dziecku!”.

W tej sytuacji nie mogłam odmówić. Informacja o mojej pomocy dość szybko rozniosła się pocztą pantoflową wśród mam okolicznych uczniów. W efekcie wiele satysfakcji dało mi to, że pracując w aptece mogę pomóc nawet w taki sposób.

Dwa lata spędziła Pani w Anglii, pracując w zawodzie, w aptece. Czy praca farmaceuty w naszym kraju znacznie różni się od pracy farmaceuty w Anglii?

Różnica jest znaczna, a wynika ona z tego, że w Anglii są inne rozwiązania prawne. W mojej opinii działa tam system, któremu warto się przyjrzeć, by z niego czerpać. Farmaceuta cieszy się ogromnym poważaniem wśród Anglików: jest to zawód dużego zaufania i o dużym prestiżu. Proszę sobie wyobrazić, że tam często na jedną aptekę przypada jeden farmaceuta z uprawnieniami do wydawania leków. Farmaceuta ten ma prawo do półgodzinnej przerwy w pracy. Gdy pacjent wchodząc do apteki trafi akurat na taką przerwę, nie irytuje się i nie żąda pojawienia się farmaceuty, tylko cierpliwie czeka.

Poza tym o wiele bardziej zacieśniona jest tam współpraca na linii lekarz – farmaceuta, na czym bardzo zyskuje pacjent. Podczas mojego pobytu w Anglii pracowałam w aptece przy przychodni, byłam jej kierownikiem. Początki były trudne z uwagi na język i konieczność nauczenia się w krótkim czasie – bo zaledwie trzymiesięcznym – nowych zasad.

Bardzo miło będę wspominać lekarza, który regularnie mnie dowiedział, by porozmawiać o tym, dlaczego danemu pacjentowi przepisał takie a nie inne leki. Często sięgał on po lekarstwa spoza tak zwanej książki standardów, a takie decyzje farmaceuci muszą odnotowywać. Wynika to z tego, że w Anglii nadzór farmaceutyczny dotyczy nie tylko farmaceutów, ale także lekarzy. Ci sami inspektorzy kontrolują zarówno farmaceutę, jak i lekarza, który wystawił receptę. Zyskują na tym pacjenci, bo w ten sposób likwidowane są nieprawidłowości i łatwiej jest wyłapać błędy.

Czy różnica dotyczy też zakresu uprawnień farmaceuty?

Tak, chociaż skończyliśmy takie same studia, farmaceuta w Anglii ma większe uprawnienia niż farmaceuta w Polsce. Na przykład w naszym kraju mamy dwie kategorie leków: te wydawane na receptę przepisaną przez lekarza i te, które pacjent może zakupić według własnego uznania po konsultacji z farmaceutą. Natomiast w Anglii mamy trzy kategorie możliwości wydania leków. Tą trzecią jest wydanie leku za zezwoleniem farmaceuty. Nie jest konieczna recepta od lekarza, ale pacjent danego medykamentu nie może kupić według własnego uznania. Konieczne jest natomiast jego wydanie przez farmaceutę.

W tamtym systemie pacjent nie musi zatem udawać się w pierwszej kolejności do lekarza. Może skorzystać z pomocy farmaceuty. Gdy ten po bardzo szczegółowym wywiadzie uzna, że pacjent potrzebuje danego leku, może mu go przepisać. Oczywiście, gdy wywiad wskaże, że dla dobra pacjenta konieczna jest wizyta u lekarza, kieruje się go do przychodni.

Praca farmaceuty potrafi być bardzo wyczerpująca. Jaka jest Pani odskocznia od pracy?

Tego wolnego czasu po pracy jest faktycznie niewiele. Łączenie pracy zawodowej z posiadaniem rodziny to czasochłonne wyzwanie. Mam jednak swoją pasję i odskocznię od codziennej rutyny. Jest to… robienie na drutach wyrobów z wełny alpaki. Wełna ta ma wspaniałe właściwości antyalergiczne i jest bardzo miękka. Wiele radości daje mi to, że własnoręcznie mogę wykonać coś, czego nie można kupić w pierwszym lepszym sklepie.

Dziękujemy za rozmowę. Życzymy powodzenia.

 

Przeczytajcie także poprzednie odcinki naszego cyklu:

Contact to Listing Owner

Captcha Code