Scroll Top

Monika Domżałowicz: apteka to nie taśma produkcyjna

Partnerzy 4 Pór Roku

Jeśli chcemy dobrze dbać o naszych pacjentów, musimy znaleźć dla nich czas i musimy chcieć ich zrozumieć. Szczególnie, gdy chodzi o dzieci czy osoby starsze.

Bohaterką kolejnego odcinka naszego cyklu jest Monika Domżałowicz. Dla wielu swoich małych pacjentów „ciocia z apteki”, a dla ich rodziców „głos rozsądku”, który przypomina, że wiedza z Internetu to za mało, by decydować, jakie leki podać dziecku.

Co robi po ciężkim dniu w aptece Monika Domżałowicz? Pakuje sportową torbę i zmierza w kierunku siłowni, by tam wypocić wszystkie stresy. Od ponad roku sport i intensywny wysiłek fizyczny stanowią dla niej odskocznię od codziennych, zawodowych wyzwań.

Choć w naszej pracy na co dzień zajmujemy się zdrowiem, często lepiej wiemy, co dolega naszym pacjentom niż nam samym. Dziś zakres obowiązków, jaki mają farmaceuci, jest ogromny. Dlatego żyjemy w ogromnym stresie. Do tego kilka godzin dziennie stoimy przy aptecznym okienku, co kończy się bólem nóg i kręgosłupa. Farmaceuci zbyt często zapominają o swoim zdrowiu – dodaje Monika Domżałowicz.

 

Zawód farmaceuty to ciężki kawałek chleba?

Monika Domżałowicz: Zdecydowanie nie jest łatwo. Ogromna odpowiedzialność, a do tego sukcesywnie dokładane kolejne obowiązki. Mamy coraz więcej formalności do dopełnienia, dokumentów do uzupełnienia.

Stresy odreagowuje Pani uprawiając sport?

Tak. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że chociaż w pracy dążę do tego, by dobrym zdrowiem cieszyli się pacjenci odwiedzający moją aptekę, sama o siebie dostatecznie nie dbam.

Odkąd intensywnie ćwiczę, i odkąd zmieniłam dietę, czuję się dużo lepiej. Moim kolegom i koleżankom zdecydowanie polecam sport, bo my farmaceuci często zapominamy o sobie. Dużo pracujemy, całe dnie na nogach lub przed monitorem komputera. Nie można nie pamiętać o swoim zdrowiu, bo przecież w pewnym momencie może nam zabraknąć sił, by dbać o innych.

Dobrym momentem na zapoczątkowanie zdrowego stylu życia są wakacje? Pacjentów jest teraz mniej?

Każda pora roku niesie ze sobą inne problemy zdrowotne, dlatego nie można powiedzieć, że latem mniej osób korzysta z pomocy farmaceuty. Jednak różnicę widać przede wszystkim, jeśli chodzi o najmłodszych pacjentów. Od września do maja jest ich najwięcej.

Dziecko idzie do żłobka lub przedszkola i bardzo często zaczyna chorować. Nieraz w aptece spotykam zestresowanych rodziców, którzy martwią się o zdrowie swojej pociechy. Gdy ich synek lub córeczka dostają od lekarza kolejny antybiotyk w ciągu zaledwie kilku tygodni, nie ma się czemu dziwić, że rodzic bardzo się przejmuje.

Jak stara się Pani pomóc?

Przede wszystkim farmaceuta powinien mieć w sobie spore pokłady empatii. Mnie szczególnie mocno za serce łapią dzieci. Czasami aż ciężko jest mi patrzeć na to, że maluszek po raz kolejny przychodzi z mamą do apteki po leki. Takie dziecko naprawdę cierpi. Nie dziwi mnie stres, a często także łzy rodziców. Te najczęściej pojawiają się u mam niemowląt. W takich sytuacjach staram się pomóc, jak tylko potrafię najlepiej. Znajduję czas na spokojną rozmowę, nawet kilkukrotnie tłumaczę, co należy zrobić, jak dawkować leki i jak sprawdzać, czy z dzieckiem jest wszystko w porządku.

Czasem brakuje czasu na rozmowę…

Ale apteka to nie sklep, to nie taśma produkcyjna. Jeśli chcemy dobrze dbać o naszych pacjentów, musimy znaleźć dla nich czas i musimy chcieć ich zrozumieć. Dla nas wiele spraw jest oczywistych, ale gdy np. mamy do czynienia z kobietą, która po raz pierwszy została mamą i mocno przeżywa wszystko, co dzieje się z maluszkiem, musimy chcieć ją zrozumieć.

Kocham dzieci i moją największą dumą jest to, że mali pacjenci, którzy muszą często do mnie wracać, mogą w mojej aptece znaleźć miejsce dla siebie. Spore grono dzieci mówi do mnie „ciociu”. Jest mi wtedy bardzo miło, bo wiem, że mi ufają. Z myślą o dzieciach, ale także o rodzicach, przygotowałam miejsce, w którym najmłodsi mogą się pobawić, zająć się sobą. Dzięki temu rodzic może ze mną swobodnie porozmawiać, uzyskać poradę. To znacznie ułatwia sytuację.

Jak jest z poziomem wiedzy rodziców odnośnie tego, jakie leki mogą przyjmować dzieci?

Poziom tej wiedzy w ciągu ostatnich lat znacznie wzrósł. Najczęściej wynika to z tego, że rodzice coraz chętniej i częściej szukają odpowiedzi w Internecie. Ma to swoje plusy, ale też minusy. Dobrze, że rodzice się interesują, czytają. Jednak Internet to nie wszystko i rodzice nie mogą zapominać o tym, że kluczowa jest rozmowa z farmaceutą.

Kilkuminutowa lektura artykułów w sieci, często niewiadomego autorstwa, nie może się równać z wiedzą lekarzy i farmaceutów. Dlatego każdemu rodzicowi radzę: nawet jeśli po takiej lekturze chcesz kupić leki niewymagające recepty, zawsze najpierw zadaj pytanie, porozmawiaj z farmaceutą.

Dlaczego to takie ważne?

Dzieci, podobnie jak seniorzy, są narażone na polipragmazję, czyli na przyjmowanie leków o różnych nazwach od różnych producentów, ale które mają niemal ten sam skład. Nierzadko zdarzają się sytuacje, gdy dziecko mocno pochoruje się w weekend. Wtedy na pogotowiu lub w przychodni nocnej opieki, rodzic dostaje receptę od dyżurnego lekarza. Mija kilka dni i objawy się zmniejszają, ale nie mijają. Wtedy rodzice idą już do swojej przychodni, do innego pediatry. Ten przepisuje kolejne leki. Jest to ryzykowne, bo przez nieuwagę dziecko może dostać lek o tym samym składzie. Dlatego rodzice powinni skrzętnie odnotowywać, jakie leki przyjmuje ich dziecko. Nieraz zdarzyło się, że w trakcie pracy wyłapałam taką sytuację.

Dzieci to nasz największy skarb. Dlatego musimy być bardzo uważni, by chcąc pomóc, przypadkowo nie zrobić im krzywdy.

Dziękujemy za rozmowę.

 

Przeczytajcie także poprzednie odcinki naszego cyklu:

Contact to Listing Owner

Captcha Code