
Nadal funkcjonuje opinia, że farmaceuta to smutny człowiek w okularach i fartuchu, który stoi za ladą i zajmuje się jedynie odczytywaniem nieczytelnych bazgrołów z recept. A aptekarze to przecież często ludzie z pasją – mówi farmaceuta i dodaje: – Nie chciałbym pracować w sieciach, gdzie ważny jest jedynie zysk.
Bohaterem kolejnego odcinka naszego cyklu jest Dominik Makara, farmaceuta z krwi i kości, ale też ekspert na rynku antyków, znany nie tylko na Podkarpaciu.
Zanim rozpoczął Pan prowadzenie aptek na własny rachunek, razem z żoną pracowaliście dla dużych sieci aptek. Dlaczego przeszedł Pan na swoje?
Dominik Makara: Gdybym był zadowolony z tego, co było, nie zdecydowałbym się na zmianę, na podjęcie ryzyka biznesowego i ogromne zaangażowanie, jakie jest niezbędne, by prowadzić własne apteki.
Nie chcę pracować w sieciach, gdzie ważny jest jedynie zysk. Dostałem cenną lekcję od życia. Gdy zdecydowaliśmy się z żoną w 2011 roku na założenie własnej apteki, z doświadczenia w sieciach wyciągnęliśmy to, co naszym zdaniem było dobre z punktu widzenia biznesu, a odrzuciliśmy wszystko to, co mogłoby szkodzić pacjentom.
Szkodzić pacjentom?
Tak, są takie działania, które szkodzą pacjentom. Są miejsca, gdzie nie ma mowy o etyce pracy farmaceuty. Ja nie zgadzam się na to. Nie mógłbym spokojnie spać w nocy.
Nie godzę się na przykład na to, by wypisane przez lekarza leki na receptę zastępować suplementami diety. A takie sytuacje się zdarzają. Pacjenci nie zdają sobie sprawy, że czasem zaproponowana zmiana na tańszy produkt jest w rzeczywistości zamianą z leku na suplement. Pacjent jest zadowolony, bo płaci mniej. Ale zamiast leku dostaje jedynie suplement, co może być bardzo groźne dla jego zdrowia.
Jak pacjenci mogą chronić się przed takimi sytuacjami?
Po pierwsze, należy być świadomym konsumentem. Po drugie, doradzam poświęcenie kilku minut w aptece na rozmowę z farmaceutą. To pozwoli nam zorientować się, czy ten w ogóle chce nam służyć swoją wiedzą, czy też jedynie chce nam sprzedać produkt i zająć się czymś innym. W tym drugim przypadku powinna się nam zapalić czerwona lampka.
Dobrze pamiętam dzień, gdy przyszła do mnie sfrustrowana pacjentka z reklamówką leków. Powiedziała, że w aptece, w której kupiła lekarstwa usłyszała, że farmaceuta nie ma czasu na rozmowę. Po prostu sprzedał jej, co chciała i musiał zająć się czymś innym. Dla mnie to jest skandaliczne zachowanie.
Tamtego dnia poświęciłem trochę czasu, by przeanalizować to, co kobieta miała w reklamówce. A było tego całkiem sporo. Okazało się, że przyjmowała trzy różne środki na nadciśnienie! Były to produkty o innych nazwach, ale o tym samym składzie. Pacjentka zażywała potrójną dawkę leku na nadciśnienie. Nie boję się tego powiedzieć: takie zażywanie leków to igranie ze śmiercią. Dlatego apeluję do pacjentów: dokładnie czytajcie i sprawdzajcie leki, które przyjmujecie. Jeśli wasi starsi już rodzice przyjmują dużą ilość różnych leków, zajrzyjcie do ich apteczek, skontrolujcie zawartość i skonsultujcie z farmaceutą to, co przyjmują. W ten sposób możecie wręcz uratować ich życie.
Zdecydował się Pan jednak – po przejściu na swoje – na wprowadzenie trzech swoich aptek do Sieci Aptek Partnerskich 4 Pory Roku. Dlaczego?
Odpowiedź jest prosta: tutaj mam uczciwe, proste zasady współpracy. Moje zdanie się liczy, nie jestem sprowadzony do roli sprzedawcy, który ma jedynie wcisnąć konkretne produkty. Nie czuję się jakbym pracował w markecie. Nie po to zostałem farmaceutą, zdobyłem szeroką wiedzą i ciągle ją poszerzam, by swoje kompetencje zawęzić do sprzedaży tego, co chce otrzymać pacjent.
Poza tym, że jest Pan farmaceutą, prowadzi Pan także drugi biznes. Do tego całkowicie niezwiązany z farmacją. Jak do tego doszło?
Jestem jednym z czworga założycieli Rzeszowskiego Domu Aukcyjnego, który zajmuje się numizmatyką, antyczną biżuterią, antykami, zegarkami. Nieskromnie dodam, że nasze aukcje są jednymi z najpopularniejszych w branży. Organizujemy je cyklicznie, po dokładnych, kilkumiesięcznych przygotowaniach. A zaczęło się od pasji.
Już od dziecka fascynowałem się numizmatyką i antykami. Jednak to nie hobby, a niepewna sytuacja na rynku farmaceutycznym spowodowała, że zdecydowałem się na ten biznes. Dzisiaj jestem dumny z tego, że z powodzeniem udaje nam się prowadzić ten biznes, że cieszymy się zaufaniem klientów i poważaniem w tej specyficznej branży.
Nie każdy farmaceuta decyduje się na ryzyko, by spróbować swoich sił w innym biznesie, niezwiązanym z farmacją.
Rzeczywiście tak jest, ale należy zauważyć, że wśród nas jest naprawdę wielu pasjonatów. Znam licznych farmaceutów, którzy tak jak ja fascynują się numizmatyką i antykami i też mają szeroką wiedzę w tym zakresie. Znam też aptekarzy, którzy są świetnymi fotografami i podróżnikami. Niestety, nadal funkcjonuje stereotyp, że farmaceuta to smutny człowiek w okularach i fartuchu, który stoi za ladą i zajmuje się jedynie odczytywaniem nieczytelnych bazgrołów z recept. A farmaceuci to przecież bardzo często ludzie z pasją!
Czy prowadzenie dodatkowego biznesu pozwoliło zdobyć doświadczenie i wiedzę, które teraz może Pan wykorzystać przy prowadzeniu aptek?
Zdecydowanie tak. Pacjent, który przychodzi do apteki nie kupuje przysłowiowego pierścionka wydając dodatkowe, luźne pieniądze. Przychodzi do apteki, bo cierpi. Odwiedza nas, bo musi to zrobić, a nie dlatego, że chce. Dlatego jego nastawienie, to, że nie jest uśmiechnięty od ucha do ucha, jest po prostu zrozumiałe. Do aptek przychodzą inni klienci. Dzięki temu, że mogłem doświadczyć jak różnią się podejścia jednych i drugich, stałem się bardziej cierpliwy i wyrozumiały.
Nie jest jednak łatwo, bo w aptekach często dochodzi do takich sytuacji, że pacjenci z agresją wykrzykują w stronę farmaceutów zwroty w stylu: dlaczego tak drogo?, bogacicie się na naszym cierpieniu, te ceny to złodziejstwo! Tylko my wiemy, ile razy zdarzało się, że aptekarz płakał na zapleczu, bo taka konfrontacja po prostu zabolała.
Farmaceuta, którego pacjent spotyka w aptecznym okienku nie ma wpływu na cenę leku, a to właśnie on musi mierzyć się z takimi sytuacjami. To nie jest łatwe, nie jest też sprawiedliwe, że to właśnie my jesteśmy narażeni na te sytuacje. Ale staram się być wyrozumiały, bo zawsze pamiętam, że przecież przychodzą do mnie schorowani i cierpiący ludzie.
Dziękujemy za rozmowę. Życzymy powodzenia!