
Ze szczególną atencją podchodzi do seniorów. Nie tylko w swojej aptece. Regularnie odwiedza podopiecznych Domu Starości w Lesznie. – Troska i rozmowa to dla nich najlepszy podarunek – mówi Joanna Przyłucka – Jurga.
Mama farmaceutka próbowała odwieść ją od pracy w zawodzie, który sama wybrała. Jednak już czteroletnia Joasia zdecydowanie wiedziała, kim chce zostać. Praca w aptece była dla niej oczywistym wyborem. Tuż po maturze złożyła dokumenty tylko na jeden kierunek, na jednej uczelni. – Gdy teraz wspominam to, jak bardzo byłam pewna siebie, aż się sobie dziwię – opowiada Joanna Przyłucka – Jurga. Kto ją zna, ten wie, że płomień jej młodzieńczej energii i zaangażowanie – pomimo 20-letniego stażu pracy w zawodzie – nadal jest mocny!
Młodzi ludzie, startując na studia, zazwyczaj przygotowują sobie jakąś alternatywę, plan awaryjny. Przecież zawsze może pójść coś nie tak…
Joanna Przyłucka-Jurga: Nie miałam takiego planu. Odkąd byłam świadomą swoich uczuć i opinii dziewczynką, po prostu wiedziałam, że chcę być farmaceutką, chcę pracować w aptece i pomagać pacjentom. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym się nie dostać. Dobrze pamiętam, jak z moim tatą pojechałam na egzamin do Poznania. Czekał aż skończę go pisać. Wymyśliłam sobie wtedy, że muszę skończyć zadania przed czasem.
To była ambicja?
Nie, nie o to mi chodziło, by pokazać wszystkim, że jestem tak dobra, że kończę szybciej. Widziałam, że na sali egzaminacyjnej były nas setki i doszłam do wniosku, że przecież samo oddawanie prac będzie trwało kolejną godzinę, a mój biedny tato przez ten cały czas będzie na mnie czekać pod drzwiami i się martwić. Pomyślałam, że muszę moją pracę oddać pierwsza albo druga. Napisałam egzamin szybko, patrzę na zegarek, a tam godz. 11:30. Myślę sobie, tak 10 minut do 12:00 muszę oddać arkusz. Skończyłam, była ta 11:50, szybko odłożyłam długopis i poleciałam z tą kartką do komisji, by ją oddać. Cała komisja zdziwiona, padają pytania: „a Pani to już?”, a ja przytaknęłam, że tak, że skończyłam. Ponownie zaczęli dopytywać, czy jestem tego pewna, czy nie chcę sobie jeszcze raz przejrzeć. Ja stanowczo, że nie. Przyjęli pracę, a ja wyszłam do mojego taty. Dopiero on uświadomił mi, że egzamin nie kończył się o 12:00, jak mi się wydawało, ale o godzinie 13:00.
Co wtedy Pani pomyślała?
Że teraz to na pewno się nie dostanę, że to nierealne, bym dobrze napisała ten egzamin. Chciałam o tym wszystkim zapomnieć.
Ale udało się, jest Pani farmaceutką.
Udało się, to racja. Nie podchodziłam drugi raz do żadnego innego egzaminu. Na ogłoszenie wyników także pojechałam z tatą. Wtedy byłam już spięta i poprosiłam go, by to on podszedł do tablicy z listą osób przyjętych na studia. Ja nie miałam odwagi. Czekałam w tym szalonym tłumie ludzi na tatę, aż ten w pewnym momencie zaczął do mnie krzyczeć: „Chodź tu głuptasie! Nie stresuj się już, dostałaś się!”. Podekscytowana przedarłam się przez tłum ludzi i zaczęłam szukać swojego nazwiska sunąc palcem od dołu listy. Tata to zobaczył i znowu się zaśmiał: „Głuptasie, od góry się szukaj, od góry!”.
Wspaniałe wspomnienia, ale czy nie żałuje Pani tej decyzji? Niestety, nie brakuje farmaceutów, którzy po latach mówią, że jednak dokonali złego wyboru.
Mama miała rację, że ten zawód już nigdy nie będzie cieszył się taką renomą jak kiedyś. Ale zdecydowanie nie żałuję. Wiem, że jest to bardzo trudny zawód. Zwłaszcza w obecnych czasach, gdy narzuca się nam coraz to nowsze obowiązki, wymagania. Ale ja z natury jestem optymistką, nie lubię się przytłaczać złymi myślami, marudzeniem. To prawda, że często pracuję od rana do nocy. Ale to jest moje życie, do mojej apteki przychodzą pacjenci, którzy liczą na moją pomoc. Ta świadomość motywuje do dalszego działania.
Pracuje Pani w aptece w Lesznie, w niedużym mieście na południe od Poznania. Jacy pacjenci najczęściej Panią odwiedzają?
Nie da się ukryć, że moje miasto się zmienia. Młodzi ludzie chętniej wyjeżdżają do dużych metropolii, a moimi pacjentami w głównej mierze są seniorzy. Są to osoby, które wymagają większej uwagi, ale osobiście lubię z nimi rozmawiać, pomagać im. Jesień życia bywa trudna, często towarzyszą jej choroby. Jako farmaceuci musimy być profesjonalistami, zwracać uwagę na leki, jakie zażywają nasi pacjenci, by nie dochodziło do sytuacji, że jedna osoba przyjmuje ten sam środek pod trzema różnymi nazwami. Musimy cechować się także empatią. Nieraz trzeba coś powtórzyć, powiedzieć wolniej, wyraźnie napisać na karteczce jak przyjmować lek.
Nieraz pracuje Pani do nocy. Kiedy znajduje Pani czas na wolontariat? Słyszałam, że charytatywnie pomaga Pani seniorom.
Staram się w moim napiętym grafiku znaleźć czas na regularne odwiedziny u podopiecznych Domu Starości w Lesznie. Porusza mnie to, jak bardzo osoby starsze potrzebują kontaktu z drugim człowiekiem. Chcą być wysłuchane, chcą z kimś po prostu porozmawiać, a często brakuje bliskich osób, które mogłyby to zrobić.
Godne podziwu. O wiele łatwiej jest przelać środki na konto fundacji lub stowarzyszenia, które zajmują się pomocą.
Czas teraz jest walutą. Ale dobro powraca, dodaje sił do dalszego działania. Wszystkich, którzy chcieliby w ten sposób umilić czas seniorom, namawiam do takiej formy wolontariatu. Jedyne, co trzeba poświęcić, to właśnie odrobinę swojego wolnego czasu.
Dziękujemy za rozmowę.