Opowiada Izabela Żmuda-Wasiniewska,
– Początki pandemii były dla nas bardzo trudne. Sytuacja zmieniała się z dnia na dzień. Początkowo pacjenci jeszcze mogli wchodzić do apteki, później wprowadziłyśmy ograniczenia i zamontowałyśmy szyby ochronne. Pracy było wiele, ponieważ ruch pacjentów był bardzo duży.
Ludzie w tamtym czasie jeszcze nie wiedzieli, co się będzie działo podczas pandemii, jak się ona rozwinie. Dlatego tak wielu pacjentów chciało wykupić leki na zapas, na wszelki wypadek. Mieliśmy do czynienia z paniką, z wielkim strachem w naszym społeczeństwie. Dla mnie cała ta sytuacja wiązała się z dużym obciążeniem psychicznym. Ogromna odpowiedzialność, chęć pomocy pacjentom, do tego niewiadoma, jak to wszystko się skończy.
Teraz sytuacja w miarę się uspokoiła, jednak i tak musimy mierzyć się z nową dla wszystkich rzeczywistością. Codzienny kontakt z pacjentami wymaga od nas nadzwyczajnej ostrożności. Musiałyśmy nauczyć się pracy w maseczkach ochronnych, rękawiczkach. Cały czas pamiętamy o dezynfekcji. Może to prozaiczny przykład, ale sam posiłek w pracy to już nie taka prosta sprawa. Musimy uważać, ściągnąć rękawiczki, dokładnie umyć ręce. Jeśli w tym czasie zadzwoni telefon lub stanie się coś niespodziewanego, nie jesteśmy w stanie w mgnieniu oka podejść i zająć się problemem. Ponownie musimy zakładać rękawiczki, maseczki. Musimy cały czas myśleć, czego dotykamy. Takie drobnostki są po prostu dokuczliwe.
Po całym dniu noszenia maseczki – w mojej aptece używamy maseczek z bawełny chirurgicznej, które pierzemy – doskwiera mi ból głowy. Ucisk i inny sposób oddychania robią swoje. Pacjenci opowiadają, że wychodzenie z domu w maseczkach bywa dla nich dokuczliwe. My w aptekach musimy w nich pracować przez cały czas.
Czy martwię się o swoje zdrowie? Tak naprawdę staram się o tym nie myśleć. Jestem farmaceutką, więc mam świadomość, co wiąże się z pracą w tym zawodzie. Nie możemy pomagać pacjentom, nie mając z nimi bezpośredniego kontaktu. Wiem też, że robię wszystko, co mogę, by zadbać o swoje bezpieczeństwo, a tym samym o bezpieczeństwo moich pacjentów i rodziny. Na początku mój mąż odczuwał duże napięcie. Codziennie, gdy wracałam z pracy, pytał się mnie czy na pewno dokładnie umyłam ręce, zmieniłam ubranie. Bardzo się o mnie martwił.
Pacjenci w tym trudnym czasie – w zdecydowanej większości – stanęli na wysokości zadania. Oczywiście zdarzają się niezdyscyplinowane jednostki, które nie rozumieją, dlaczego stosujemy środki ostrożności. Na szczęście jednak zdecydowana większość pacjentów rozumie, że są to konieczne rozwiązania. Wprowadzenie nowych możliwości wystawiania recept – mam na myśli recepty farmaceutyczne – nie spowodowało jakiegoś ogromnego zainteresowania i korzystania z tej formy. Do tej pory w naszej aptece miałyśmy tylko jedną pacjentkę, która zapytała o taką receptę. Byli też pacjenci, którzy opowiadali o tym, że kończy się im lekarstwo i pytali o radę, co mają robić. W takich przypadkach wyjaśniam, czym jest recepta farmaceutyczna. Jednak wiedza na temat jest znikoma.
Obecnie jest już zdecydowanie spokojniej. Pacjenci w większości zaopatrzyli się w niezbędne produkty. Ponadto nasza ludzka natura jest taka, że potrafimy przyzwyczaić się do zmian. Nie jest to łatwe, wiąże się ze stresem, ale adaptujemy się do nowych okoliczności. Na szczęście tak jest, ponieważ wiele wskazuje na to, że sytuacja tak szybko się nie zmieni i że jeszcze dość długo będziemy zmagać się z tym wirusem.